Tomasz Kędziora: Na Mistrzostwach Europy gramy o pełną pulę
O tym, jakie to uczucie zakładać opaskę kapitańską klubu i reprezentacji narodowej. Oraz o szansach Polaków podczas zbliżającego się Euro U-21 i tego jak wyglądała piłkarska droga do ponad 100 występów w Ekstraklasie w wieku 22 lat porozmawialiśmy z Tomaszem Kędziorą, piłkarzem Lecha Poznań i kapitanem reprezentacji Polski do lat 21.
W wieku 22 lat ma Pan na koncie mistrzostwo Polski, dwa superpuchary, ponad 100 występów w ekstraklasie, kilkadziesiąt w młodzieżowych reprezentacjach narodowych, mecze w europejskich pucharach. Czy obrał Pan już następny cel w swojej karierze?
Tomasz Kędziora: Dla zawodnika w moim wieku celem jest to, by jeszcze bardziej się rozwinąć i zadebiutować w pierwszej reprezentacji Polski. To jest mój cel na ten rok, ale też i na całe życie piłkarza – grać w reprezentacji swojego kraju.
Jest Pan etatowym kapitanem reprezentacji młodzieżowej, ale zdarzało się Panu nosić opaskę również w Lechu, mając obok wielu starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Rzadko zdarza się, aby tę prestiżową i odpowiedzialną funkcję pełnił tak młody zawodnik.
Ja to odbieram jako wielkie wyróżnienie. Cieszę się zaufaniem kolegów, jak i całej drużyny. Niespecjalnie jest to dla mnie jakieś brzemię, raczej docenienie. To dla mnie ważne, że mogę sprawować taką funkcję w zespole.
Mówi się, że kapitan może zdobyć szacunek szatni dzięki cechom wolicjonalnym albo umiejętnościom czysto piłkarskim. Co jest – Pana zdaniem – ważniejsze?
Myślę, że obydwie te rzeczy są bardzo ważne. I cechy charakteru, i to jak się prezentujesz na boisku. Przypadkowa osoba nie zostanie kapitanem. Przypadkowa, czyli taka która nie ma cech wolicjonalnych. Łukasz [Trałka – przyp. red.] jest w Lechu kapitanem i bardzo dobrym, doświadczonym zawodnikiem, od którego możemy się wiele nauczyć. Potrafi pociągnąć zespół za sobą. Staram się wyciągnąć te najlepsze cechy od niego, pozostając przy tym przede wszystkim sobą.
Z perspektywy czasu, co uważa Pan za najważniejsze na początku drogi piłkarskiej?
Większość z tego, co mam zawdzięczam rodzicom i pierwszym trenerom, np. Piotrowi Żakowi w Zielonej Górze. Cieszę się, że już w tak młodym wieku mogłem trafić do szkółki piłkarskiej. W wieku 4-5 pięciu lat zacząłem trenować w UKP Zielona Góra. Poprzez treningi w Zielonej Górze i dzięki ciężkiej pracy trafiłem do Lecha Poznań.
Pana pierwszym trenerem w UKP Zielona Góra był tata. Syn trenera ma łatwiej, bo zna go jak żadnego innego zawodnika, czy trudniej, bo ciągle musi udowadniać, że jest lepszy od rywali, z którymi konkuruje o miejsce w składzie?
Zdarzały się jakieś opinie, że tata mnie faworyzuje, ale myślę, że pokazywałem poprzez swoje zaangażowanie, że zasługuję na to, by grać w podstawowym składzie w klubie. Przez co też otrzymywałem później powołania do reprezentacji młodzieżowych. Myślę, że udowodniłem wszystkim, że to, iż mój tata jest trenerem wcale nie oznacza, że mam łatwiej. Bywało nawet jeszcze trudniej – tata więcej ode mnie wymagał.
Jaką rolę dzisiaj, kiedy jest Pan już doświadczonym ligowcem, odgrywa w Pana karierze ojciec? Dyskutujecie po każdym meczu?
Przede wszystkim, jest obecny na każdym moim meczu w Poznaniu. Zdarza mu się też pojechać z nami na wyjazd. Zawsze po moim występie rozmawiamy o tym, co zrobiłem źle. Czasami chwali mnie też za dobre zagrania. Liczę się z jego zdaniem, bo wiem, że zawsze jest szczery wobec mnie. Zdarza się tak, że ja mam swoje argumenty, a tata ma swoje i dyskutujemy nad tym próbując wypracować kompromis.
Co doradziłbyś tym rodzicom, których dzieci trenują piłkę nożną? Co powinni robić, a czego unikać?
Obserwuje to teraz z boku – to, jak wygląda relacja rodziców z dziećmi. Pamiętam, że w swoich młodzieńczych latach byłem – można powiedzieć – rzucony na głęboką wodę. Od czwartej klasy podstawówki dojeżdżałem autobusem do szkoły i na treningi. Dzisiaj nad dziećmi roztacza się za duży parasol ochronny. Dlatego też później miewają problemy z docenieniem tego, o co walczyły. Przychodzi im to za łatwo. Ważne jest też, by dziecko cieszyło się grą, żeby rodzice nie naciskali specjalnie na nie. Jeżeli dziecko będzie chciało grać w piłkę, to niech to będzie jego wybór.
Ma Pan na koncie występy w młodzieżowych reprezentacjach Polski we wszystkich kategoriach wiekowych, od U-15 do U-21. Pierwsze powołania przychodziły jeszcze do Zielonej Góry. Trudno przebić się do kadry z klubu z niższej ligi?
W tamtym czasie trochę więcej zawodników z okolicy dostawało regularne powołania do reprezentacji Polski. Do tej pory UKP jest bardzo dobrą szkółką. Kilku znanych zawodników się stamtąd wywodzi. Uważam, że jeżeli się ciężko pracuje na treningach, daje z siebie wszystko, to z każdego klubu można się wybić. W tym wieku nie ma co patrzeć na to, gdzie się gra, tylko dawać z siebie wszystko na treningach. Życie ci odda podczas meczu to, co dałeś z siebie na treningu.
Jeszcze zanim przyszły pierwsze powołania do „młodzieżówek”, brał Pan udział w największym młodzieżowym turnieju piłkarskim w Europie – „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Dziś udział w tych rozgrywkach bierze 320 tys. dziewczynek i chłopców z całej Polski. Pan, Arek Milik czy Piotr Zieliński braliście w nim udział jako dzieciaki. Co zapamiętał Pan z tych rozgrywek?
W tamtym czasie podchodziłem do tego jako do dobrej zabawy. Bardzo się cieszyłem tym, że mogę pobiegać za piłką z kolegami. To sprawiało mi dużą radość.
Czy taki turniej może być dobrym początkiem kariery?
Fajnie, że ten turniej cały czas się rozwija. Dla dzieciaków to na pewno możliwość pokazania się. Teraz coraz częściej wyszukuje się coraz młodszych zawodników. Większe kluby mają dzięki temu turniejowi możliwość przeglądu tych piłkarzy.
Finał Turnieju odbywa się na PGE Narodowym, tuż przed finałem Pucharu Polski. Jak Pan to ocenia ze swojej perspektywy, mając okazję występów na tym stadionie? Czy dla doświadczonego piłkarza to nadal jest wielka frajda?
Dwa razy graliśmy w Finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Jest to naprawdę wielkie przeżycie – widok pełnego stadionu ze środka murawy. Każdemu życzę, by mógł zagrać chociaż raz w takim miejscu. Naprawdę jest to spełnienie dziecięcych marzeń. Fajnie, że dzieci też mogą dotknąć tego dorosłego futbolu z bliska i zobaczyć, jak to jest grać na takim stadionie.
Z okresem Pana gry w tym turnieju wiąże się też ciekawa historia. Już jako kilkuletni chłopcy poznaliście się z Piotrkiem Zielińskim. Od tego czasu Wasze kariery są niejako związane ze sobą, bo razem pokonywaliście kolejne szczeble rozwoju.
Z Piotrkiem znamy się już wiele lat. Poznaliśmy się na jednym z lokalnych turniejów w wieku siedmiu lat. Razem graliśmy w kadrach młodzieżowych, razem udało nam się też przyjechać na zgrupowanie dorosłej reprezentacji Polski. Znamy się bardzo dobrze i cieszę się, że ta znajomość przetrwała do dziś. Nadal rozmawiamy o tym, jak to kiedyś było. Piotrek zawsze był najlepszy, zgarniał nagrody dla najlepszego zawodnika i króla strzelców. się często śmialiśmy, że już dla nikogo innego nagród nie starczało.
Czy fakt, że Piotrek, Pan i Arek Milik, który jest ambasadorem turnieju, graliście kiedyś w tych rozgrywkach i dziś osiągnęliście sukcesy, może oddziaływać na dzieci motywująco?
Jako młody chłopak też zawsze patrzyłem na tych zawodników, którzy grają w reprezentacji, najlepszych ligach Europy czy rodzimej ekstraklasie. Myślę, że dzieci w pewien sposób wzorują się dziś na nas i my musimy się im pokazywać z jak najlepszej strony. Tak, żeby ich inspirować do ciężkiej pracy. Zdarza mi się przechodzić obok boiska treningowego Lecha, na którym trenują małe dzieci, żeby popatrzeć na to, jak dzieci grają w piłkę w tym wieku.
I jak ocenia Pan rozwój szkolenia w porównaniu ze swoimi początkami?
Jestem pod wrażeniem tego, jak niektóre z nich potrafią już w tym wieku grać w piłkę. Oby jak najwięcej z nich przebiło się do klubów ekstraklasy czy w ogóle dorosłej reprezentacji. Organizujemy też z klubem wizyty na treningach młodzików, gdzie zdarza nam się zamienić z nimi kilka słów na temat ich rozwoju. Nie chcemy jednak za bardzo ingerować w pracę trenerów akademii.
W czerwcu Polska będzie gospodarzem Młodzieżowych Mistrzostw Europy. Na EURO do Polski mogą przyjechać tacy zawodnicy, jak Marcus Rashford, Leroy Sane czy Renato Sanches. Jak Pan – obrońca – podchodzi do kwestii ewentualnej rywalizacji z takimi piłkarzami?
Grałem już przeciwko Leroywi Sane – gdy mierzyliśmy się z Niemcami. A wcześniej chociażby przeciwko Raheemowi Sterlingowi. Podchodzę do tego, jak do każdego przeciwnika, z którym muszę się zmierzyć: po prostu muszę być lepszy od nich.
Część fachowców i kibiców uważa, że kadra Marcina Dorny wzmocniona Milikiem, Zielińskim czy Linettym może w tym turnieju zajść naprawdę daleko. Wy – piłkarze – też to czujecie?
Wiem, że damy z siebie wszystko. W każdym meczu będziemy robić wszystko, by wygrać te spotkania. Na takim turnieju każdy mecz jest ważny i jedna stracona bramka może przesądzić o losach wyjścia z grupy. Nie możemy odpuszczać ani na moment.
Cel? Wyjście z grupy?
Wyjście z grupy w tym turnieju oznacza, że będziemy już w strefie medalowej. Myślę, że to byłoby już naprawdę coś dużego – zdobycie medalu na Mistrzostwach Europy. Nas wyjście z grupy nie będzie zadowalało. My chcemy grać o pełną pulę.
fot. Cyfrasport/PZPN