Urodzony 17 lipca

Zapytano kiedyś alkoholika:

Dlaczego pijesz?

Żeby zapomnieć

O czym?

O tym, że piję

1993

 

Urodziłem się 17 lipca 1993 roku. Oczywiście ta data jest symboliczna, bo w dowodzie osobistym figuruje inna. Była to sobota. Dla innych dzień jak zawsze, ale dla mnie nie. Obudziłem się na potężnym kacu. Tak prawdę mówiąc większy był ten moralny. Byłem po „pięciodniówce”, która po raz kolejny zaprzepaściła jakiś czas abstynencji (nawet już nie pamiętam jaki) i stąd ten „moralniak”. Kac fizyczny oczywiście też był, ale zaprawiony w bojach byłem do niego przyzwyczajony. Zacząłem analizować swoje życie i wyszło mi, że żyję aby pić. Smutny, ale prawdziwy wniosek. Od czasu jak pierwszy raz sięgnąłem po alkohol chyba zawsze byłem „ponad normę”. W którymś momencie zrobiło się to, może nie celem, ale na pewno sposobem na życie. Pierwsze podejście żeby coś z tym zrobić nastąpiło w 1986 roku. Zaimponował mi bliski przyjaciel (kiedyś od kieliszka też) jak dowiedziałem się, że od 2 lat nie pije. On może, a ja nie? Moje podejście do trzeźwości trwało niecały rok. Powrót i od tego czasu nastąpiła huśtawka. Najdłuższy okres abstynencji w tamtym czasie to około 2 lat. Wiedziałem doskonale, że jestem alkoholikiem. Co mi to dało? Zabrało mi komfort picia. Już nie piłem na wesoło, tylko dla samego picia. Typowe życie praktykującego alkoholika. Życiorysy alkoholików są w zasadzie identyczne, zmieniają się tylko daty, miejsca i ludzie. Analizując swoje życie 17 lipca 1993 roku coś do mnie dotarło. Cały czas się jeszcze łudziłem, że może być normalnie, czyli picie bez problemu alkoholowego. Właśnie to sprawiało powroty do kieliszka. Po prostu walczyłem z nałogiem. W ten sobotni poranek zwyczajnie się poddałem. Taki paradoks, poddać się żeby w konsekwencji wyjść z tego zwycięsko. Na pewno było ciężko, a tym bardziej na początku. Zaakceptowałem jednak, że choroba alkoholowa jest z rodzaju „jednego kieliszka”, czyli jeden to za dużo, a sto za mało. Nauczyłem się żyć wśród pijących nie pijąc. Nigdy też na zakrapianych imprezach nie szukam żadnych wymówek mojej abstynencji tylko niosę sztandar „JESTEM ALKOHOLIKIEM”. Choroba jak każda inna i na pewno nie jest to żaden wstyd. Taki się urodziłem i muszę to przyjąć do wiadomości. Przyjąłem i jak ręką odjął. Żyje, a dużo moich kompanów od kieliszka niestety już nie i w dużej mierze spowodował to alkohol.

Od tego dnia minęły 22 lata. Dzisiaj mówiąc „jestem alkoholikiem” czuję ulgę. Wróciło też coś co uważałem kiedyś za bezpowrotnie stracone, poczucie własnej godności. Nie mówię jednak „nigdy”, bo diabeł namawia. Dlatego nie mogę zapominać o swojej chorobie.

Znajomy, o którym pisałem wyżej nie pije 31 lat, ja 22, ale myślę że dla nas obu najważniejszy jest tylko i wyłącznie każdy kolejny przeżyty dzień bez alkoholu.

 

Alkoholik

Author: Madman

Share This Post On